Jest gorąco. Nawet bardzo. Ciężki arabski wentylator zatacza leniwie koła swymi drewnianymi ramionami. Wprost pod tymi ramionami leży dwudziestoparoletni mężczyzna, sącząc równie leniwie zmrożony napój ze świeżych limon i miażdżonej mięty.
Lata całe temu, w akompaniamencie cykad i podmuchów samumu, arabski czarnoksiężnik uplótł z magicznej tkaniny pufę, która chłodzić miała swą cudowną fakturą i strukturą, znużone ciała obrzydliwie bogatych szejków i sułtanów. Drodzy państwo. Jest 12:00 w południe, środek pory suchej, 36*C (w cieniu murów arabskiej knajpy). Mam na imię Paweł, niebieskooka niewiasta zajmująca pozycję horyzontalną po przeciwnej stronie stołu – Aga, a miasto to KL.
W celu wyjaśnienia i rozwiania jakichkolwiek niedomówień. Wentylator działa stanowczo zbyt opieszale by można było mówić o tym że działa. Kostki lodu sublimują z prędkością światła. Poduszkę na której właśnie spoczywam, wykonano w ChRL, przy czym miast magicznego sukna posłużył najpodlejszy poliester. Jeżeli zaplanowaliście sobie jesień życia w drewnianym domku w Suwałkach, z dobudówka w postaci sauny na przedmieściach Oslo lub opuszczonym autobusie na północ od Fairbanks, natychmiast zmieńcie plany lub zakończcie lekturę. Ta opowieść bowiem dotyczyć będzie miejsc, w których ludzie nie znają słowa śnieg. Welcome to "K. Hell" Pisał: Pawel Piła: Aga
Comments